Ostatnimi czasy znowu, głównie dzięki premierze GTA V, mówi się o przemocy w grach. Wiele razy media głównego nurtu, czyli te takie większe jak serwisy telewizyjne itd., zwalają winę za zabójstwa i przemoc na producentów gier. Kiedy tylko słyszymy o kolejnym nastolatku, który nagle nabrał ochoty na potrenowanie strzelania do celu na swoich kolegach i koleżankach, wiadomo, że to przez gry. Na pewno grał w krwawe gry takie jak GTA oraz Call of Duty lub o zgrozo w Manhunta.
Biedny zamknięty w sobie i odepchnięty przez innych nastolatek postanowił się zemścić. To nic, że od dawna wiadomo, że nie ma czegoś takiego jak bezpośrednie przełożenie tego co robimy wirtualnie na rzeczywistość. Najłatwiej jest zrzucić winę na medium, które przecież samo nie ma jak się bronić. Rodzice też przyklasną bo przecież co z tego, że nigdy nie interesowali się własnym dzieciakiem, nie przyznają się do tego. To byłaby katastrofa przyznać publicznie przed światem, że dziecko robiło co chciało bo musieliśmy przyciąć żywopłot w ogrodzie.
To tylko jeden z przykładów problemów, z którymi spotyka się nasza branża. Mamy łatkę niedojrzałych pryszczatych nastolatków, którzy jedyne co chcą robić to zabijać się na kolejnym serwerze Call of Duty. A branża gier, od ponad 40 lat, ma łatkę pryszczatych twórców, którzy w odmętach swoich garaży robią chałupniczą metodą kolejne gry. To nic, że branża elektronicznej rozrywki warta jest dzisiaj dziesiątki miliardów euro. Firmy produkujące gry zatrudniają tysiące ludzi, którzy często latami budują cegiełka po cegiełce gry takie jak Wiedźmin czy Far Cry.
To nie znaczy nic. Pewnie jest na to jakieś psychoanalityczne określenie dlaczego tak się dzieje. Branża growa jest w tym momencie największa, wytwarza największy przychód, koszty gier biją kolejne rekordy(GTA V kosztował 270 mln $, najdroższy film kosztował niewiele więcej) a mimo to uważana jest za gorszą od książek i przemysłu filmowego. Dlaczego? Nie mam bladego pojęcia.
Wróćmy jednak do brutalności w grach, czytając różne opinie natknąłem się na świeży artykuł Olafa Szewczyka na blogu Jawne Sny. Gwoli ścisłości, jeżeli jeszcze nie wiecie, to w GTA V jest taki psychol, Trevor się nazywa. Jest jedną z trzech grywalnych postaci, ale to pewnie już wiecie. Jest tam jedna nieszczęsna scena tortur, w której to my jako Trevor musimy męczyć jakiegoś biednego chłopaka. Możemy nawet wybrać czym mamy go dręczyć, no cóż, w końcu kierujemy wtedy psycholem.
Jednak według wyżej wspomnianego pana, który jest także dziennikarzem growym, jeżeli uważasz, że ta scena jest normalna, była wiele razy chociażby w filmach i książkach, to jesteś pryszczatym psycholem. To nic, że w grze od lat 18, możemy spodziewać się scen przeznaczonych raczej tylko dla dorosłych. Z artykułu możemy się dowiedzieć, że scena ta specjalnie została zrobiona dla nastolatków z rządzą mordowania, co gorsze w GTA VI pewnie będzie nawet specjalna scena dla pedofilów.
Dlaczego o tym pisze? Rambo, Misery, Maratończyk, Wściekłe Psy, Ojciec Chrzestny czy serial Rodzina Soprano. Wiele filmów wojennych i historycznych. Nikt nie ma problemu, że ktoś umieścił tam scenę tortur, piszę się wtedy, że to pomaga odebrać tragedie pewnych wydarzeń. Ile to razy w książkach były z najdrobniejszymi szczegółami opisywane sceny brutalnych tortur. Wtedy mówi się, że to pokazuje dojrzałość oraz chęć przedstawienia tematu bardzo dokładnie. Kiedy podobną rzecz widzimy w grze, i możemy na dodatek sterować naszymi poczynaniami, to wiadomo, że to specjalnie dla gimbazy oraz innych podobnych seryjnych morderców.
Czasami wydaje się, że nawet pełnoletność w przypadku gier to za mało. W końcu tak jak pisałem wyżej, gry są przecież gorsze. Jak widać, tak myślą nawet dziennikarze growi, więc czemu inni maja postrzegać gry jako coś pełnowartościowego. Gra nie dostanie Oscara a na Pulitzera też nie ma co liczyć. Minęło już czterdzieści lat i nadal uważa się to za coś gorszego niż filmy i książki. Bo przecież my, gracze, jesteśmy tylko rozchwianymi emocjonalnie, podatnymi na wpływ, zagubionymi ludźmi, którzy zaraz spróbują przenieść to co na ekranie do rzeczywistości. Niektórzy chcieliby pewnie powrotu peerelowskiej cenzury, bo przecież trzeba chronić biedne umysły przed zgubnym wpływem.
Może niektórzy powinni pozostać przy teletubisiach?